Oczywiście potencjalnych kandydatów to i tak nie odstraszy, ponieważ są najzwyczajniej w świecie argumentoodporni. A później też dla odmiany pracoodporni.
Filologia klasyczna
Zajmuje się badaniem starożytnej greki oraz łaciny, czyli - jakby na to nie spojrzeć - języków martwych. Raz jeszcze: martwych. Jest zatem tylko jedna dziedzina, w której można by ją wykorzystać i nazywa się "nekromancja". Chyba że nagle wymyślimy sobie zupełnie nową łacinę, dzięki której dla wszystkich filologów klasycznych otworzą się nagle setki atrakcyjnych miejsc pracy. Tak, jasne, a chwilę później Ziemię najadą śpiewające przeboje zespołu Weekend morświny.
Politologia
Zupełnie nieprzydatna do pracy w polityce - jak już każdy pewnie zauważył: im mniej wie polityk, tym lepiej. Oczywiście dla niego, nie dla wyborców. Żeby działania polityków analizować, też niepotrzebna jest jakakolwiek specjalistyczna wiedza. Jaki koń jest, każdy widzi. Niestety. Kogo zatem dziwi, że podobno na jedną ofertę pracy dla politologa przypada 581 bezrobotnych? Ale nie śmiejcie się za bardzo z politologów, istnieje szansa, że potem podadzą wam w barze zimne frytki i rozgazowaną colę. Co jest nawet gorsze, niż gdyby poczęstowali was rozmową o myśli politycznej Edmunda Burke`a.
Europeistyka
Ponoć kiedyś zebrano w jednym miejscu 100 najtęższych umysłów naszej planety, które przez dwie doby myślały tylko nad tym, do czego może się komuś przydać w przyszłości europeistyka. Ostatecznie nie tylko nie udzieliły żadnej sensownej odpowiedzi, ale do tego paręnaście z nich dostało drgawek. Podobno jeśli kiedyś komukolwiek uda się rozwikłać tę zagadkę, na Ziemi urodzi się cielę z dwoma ogonami. Jeśli ktoś zatrudni absolwenta europeistyki - ogon z dwoma cielętami.
Filmoznawstwo
Też umiemy obsługiwać torrenty.
Kulturoznawstwo
Jak wiadomo, obsługa każdego muzeum i galerii składa się wyłącznie z jednej osoby, wyposażonej obowiązkowo w wąs i gazetę oraz kolebiącej się sennie na swoim krześle. Co leży na przeciwległym biegunie tego, co nazywamy powszechnie "perspektywami zawodowymi". Na szczęście absolwenci kulturoznawstwa nie nudzą się na bezrobociu - mają przecież te wszystkie książki, płyty, filmy, spektakle teatralne i operowe...
Stosunki międzynarodowe
Mówi się, że absolwenci stosunków międzynarodowych - ale też tylko ci najlepsi, to jedyni ludzie, którzy wiedzą, gdzie leży Antananarywa oraz co eksportuje Palau. Jedyni, oprócz świeżo upieczonych maturzystów zdających geografię. Cóż, jak dowiodły badania amerykańskich naukowców, ta wiedza i tak nikomu jeszcze nie pomogła prowadzić wózka widłowego.
Zarządzanie
Mamy w kraju kilka milionów "ekspertów" od zarządzania, ale niemal żadnych specjalistów, którymi faktycznie mogliby zarządzać. W związku z czym absolwenci tego kierunku leżą po skończeniu studiów na uniwersyteckich korytarzach zebrani w pęczki i kurzą się. Czasem ktoś zarządzi tylko, by odpowiedni personel przetarł ich lekko szmatką, żeby jakoś wyglądali.
Pedagogika
Od kiedy niemal wszyscy w naszym kraju mają internet, a do tego tablety, smartfony i konta w "World of Warcraft" oraz od kiedy "xbox" nie brzmi już jak nazwa schorzenia, którym można się zarazić drogą kropelkową, dawne sposoby spędzania wolnego czasu odeszły w niepamięć. Dzięki czemu możemy się pochwalić ujemnym przyrostem naturalnym. Oczywiście wpływają na niego również emigracja oraz fakt, że na dziecko stać chyba tylko tych zarabiających średnią krajową, której - tak jak jednorożców - nikt nigdy nie widział. W każdym razie liczba nowych szkół jest wprost proporcjonalna w Polsce do liczby nowych wielkich zlodowaceń, a absolwenci pedagogiki lądują na bruku. Albo z powrotem w domu u rodziców, gdzie opanowują trudną sztukę przeżycia przez miesiąc na pięciu kawałkach chleba z musztardą i trutce na szczury.
Marketing
W rubrykę z nazwą kierunku w swoich indeksach studenci marketingu powinni mieć wpisywane "Marketing/bycie Yeti". Dlaczego? Dlatego, że faktycznie są trochę jak Yeti. Każdy słyszał o takich osobnikach, niektórzy twierdzą nawet, że ich widzieli, ale nikt nie udowodnił nigdy ponad wszelką wątpliwość, że odnotowano obecność takowych w jakimkolwiek miejscu pracy.
Dziennikarstwo
Po pierwsze: w mediach od kilka lat wciąż trwa kryzys, którego końca nie widać, tak samo jak nie widać początku ani końca grzywki Justina Biebera. Po drugie: rynek pracy jest zepsuty przez dziennikarzy, którzy pracę zdążyli już stracić i teraz, żeby tylko spłacić swoje kredyty, przyjmą dowolne stawki, choćby ktoś chciał płacić im w lizakach i nausznikach. Dobre pieniądze zarabia w tym kraju tylko kilka nazwisk z absolutnego topu. Po trzecie: żeby być dziennikarzem, wcale nie trzeba kończyć dziennikarstwa. Jeśli ktoś chce próbować swoich sił w tej dziedzinie, to lepiej w razie czego mieć dyplom dający też "prawdziwy" zawód. Po czwarte: nie trzeba od razu iść na studia, żeby nauczyć się kłamać. Niektórzy mają to tak mocno we krwi, że wychodzi im to nawet na badaniach lekarskich.