Mówi się, że miłość jest ślepa. Ale przecież nie aż tak, żeby nie zauważyć TAKIEGO tatuażu.
Lesia to młoda Rosjanka, która na czacie poznała znanego belgijskiego tatuażystę Rouslana Toumaniantza. Głośno było nim głównie dlatego, że cztery lata temu pewna osiemnastolatka oskarżyła go o to, że kiedy zasnęła w jego salonie, Toumaniantz wytatuował jej bez jej zgody 56 gwiazdek na twarzy. Wprawdzie dziewczyna później przyznała się do kłamstwa, tłumacząc, że bała się reakcji swojego ojca na tatuaż, ale nazwisko Rouslana już zaczęło się dość brzydko kojarzyć.
Wracając jednak do Lesi i jej tatuażysty: Para szybko uznała, że świetnie się ze sobą dogaduje i już po tygodniu doszło do spotkania w Moskwie. Później sprawy potoczyły się lawinowo: oboje, jeszcze podczas tego spotkania, podjęli decyzję o ślubie, do tego Rosjanka zadecydowała, że chce, aby jej mężczyzna pokrył ją tatuażami od stóp do głów. I zaczęła od twarzy, prosząc Rouslana (czy w bardziej słowiańskim brzmieniu Rusłana) o jego imię, narysowane na skórze kilkunastocentymetrowymi literami. Toumaniantz prośbę Lesi spełnił. A efekt jest naprawdę koszmarny.
Tatuaż stał się hitem internetu i wzbudził niesamowite dyskusje, czemu zasadniczo nie ma się co dziwić. Wszystko to bowiem wygląda jak skrzyżowanie rycerskiej przyłbicy z logo marki odzieżowej dla Latynosów i nie chcemy nawet komentować tego, jak można zrobić coś takiego po kilku dniach znajomości. Szokujące.