Już się zaczynało robić coraz ładniej i coraz fajniej (choć wciąż było zimno), a tu się okazało, że i tak nie uciekliśmy śniegowi i znowu będziemy się z nim męczyć. Co zrobić, żeby wreszcie raz a dobrze przegonić tę zimę w cholerę, czyli tam gdzie jej miejsce?
- Jak wszyscy wiemy, już od wieków wiosnę przywołuje topienie Marzanny. Tym wyjątkowo opornym wyjaśniamy, że nie każda Marzanna się do tego celu nadaje. Przede wszystkim zaznaczmy to wyraźnie: powinna być kukłą, a nie średnio lubianą koleżanką z klasy o imieniu Marzena. Lub zbliżonym.
- Pozbywamy się rzeczy związanych z zimą. Czyli między innymi załatwiamy wszystkie bałwany (i znów - takie śniegowe potworki, nie współpracowników), chowamy sanki do piwnicy i zmieniamy opony z zimowych na letnie. Niech zima poczuje się niepotrzebna, strzeli focha i pójdzie sobie gdzieś w długą.
- Puszczamy zimie Feela.
Nie ma nikogo, kto nie uciekłby przed czymś takim. Uwaga, metoda ta może spowodować straty w ludziach, którzy rykoszetem dostaną tą piosenką.
- Krzyczymy głośno:
Ewentualnie w wersji kombo:
- Modlimy się o to, żeby ten śnieg wreszcie przestał padać. I żeby nie okazało się przypadkiem, że kiedy spaliśmy, to ktoś przeniósł Polskę na Syberię.