Zawsze i wszędzie dokładnie takie same, niezależnie od tego, czy to szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum, technikum budowlano-drzewne, renomowana uczelnia techniczna czy wyższa szkoła mycia podłóg.
Kucie na pamięć
Pamięć można ćwiczyć na różne sposoby, choćby i licząc rozdania w pokerze. Dlaczego zatem na przykład ktoś wpadł kiedyś na taki genialny pomysł, żeby kazać niewinnym ofiarom edukacji wbijać do głowy całe wiersze, co jest: a) nieprzydatne, b) nudne, c) nieprzydatne i d) raz jeszcze nieprzydatne. Pomijając już fakt, że nie przyczynia się wcale do propagowania kultury narodowej, bo po latach zostają z tego już tylko jakieś strzępki pokroju "Litwo, kraino moja, tyś jesteś...eee... I w róg zadął... Gangnam Style?". Czyli mniej więcej tyle samo co z nauczenia się na pamięć budowy przewodu pokarmowego królika, albo wszystkich wojen starożytnych Greków o jakieś kobitki. Nikt niczego nie rozumie, nikomu się niemal żadna z tych rzeczy nigdy nie przyda, ale program nauczania jest wyrobiony.
Brak praktycznych rzeczy
Szkoły, dowolnego poziomu to prawdziwe fabryki życiowych inwalidów - a samo to stwierdzenie w zasadzie obraża inwalidów. Jest to nieco związane z punktem poprzednim. Jakaś mądra głowa jedna z drugą wymyśliła sobie, że młodym ludziom zdecydowanie bardziej przyda się znajomość takich rzeczy, jak co to jest kolumna dorycka (w razie gdyby chcieli sobie taką zamontować w ogródku) niż wiedza na temat tego, co to za zwierzęta te wszystkie ZUS, VAT, PIT, BMW, ABS oraz wszystkie inne. I co się potem dziwić, że szanowni absolwenci szanowanych wyższych uczelni, ą ę, założenie własnej firmy zaczynają od zrobienia sobie wizytówek w Paincie. Ale kto magistrowi, a już zwłaszcza magistrowi inżynierowi zabroni?
Cofnięcie technologiczne
Od początku lat 90. świat wykonał drobny technologiczny krok do przodu. Taki, że w momencie, gdy ktoś teraz mówi, że idzie po tablety, to wszyscy wyobrażają sobie biznesmena, rozdającego pracownikom służbowe iPady, a nie ćpuna spod dyskoteki. Tymczasem na lekcjach informatyki...
...tymczasem na lekcjach informatyki wciąż często programuje się w Pascalu (lata 70. dzwoniły, żebyście oddali im ich język programowania), próbuje zmieścić w Wordzie 1800 znaków na stronie i robi inne takie technologicznie wyrafinowane rzeczy. A prowadzący na słowa "Twitter", "Facebook", "cloud computing" czy inne reaguje krzykiem "Wracaj do piekła, skąd przyszedłeś!". I nie wiadomo, czy on się bardziej męczy z uczniami, czy to uczniowie bardziej się męczą z nim. Ale wiadomo jedno - na pewno niczego się przy nim nie uczą.
Nie wprowadza specjalizacji
Nieważne, czy chcesz być biologiem morskim, fizykiem kwantowym czy politolog... znaczy bezrobotnym. I tak będziesz miał w szkole te same przedmioty, choć w różnym wymiarze czasowym. Sam zamiar jest słuszny - niech nawet ci na mat-fizie mają choćby blade pojęcie o tym, kim był Mickiewicz i że to wcale nie ten wąsaty skoczek narciarski. I tak kończy się jednak tym, że edukacyjne przybytki wypuszczają uśrednionych debili, którzy nie dość, że nie będą o tym Mickiewiczu pamiętać, bo ich to nie obchodzi, to też z matematyki będą słabi, a programować będą równie skutecznie co szympans z nerwicą palców. Jeśli mamy mieć całą armię ludzi z brakami w wiedzy ogólnej, to już wolę mieć armię ludzi z brakami w wiedzy ogólnej, którzy są przynajmniej specjalistami w swoich dziedzinach. - A co jeśli ktoś nagle przestanie myśleć o karierze w NASA i zacznie marzyć o zostaniu młodym obiecującym poetą? - zapytacie. - Nic to - odpowiem. W razie czego douczy się sam, czasami nawet skuteczniej niż w szkole.
Piętnuje inność
Ktoś wygląda inaczej niż inni? Zadzwonić po rodziców, egzorcyzmować, nie traktować poważnie, wyprosić z egzaminu - tak wyglądają standardowe szkolno-uczelniane procedury w takich przypadkach. Ma nieszablonowe zainteresowania, które można by wspierać? Bo kto wie, a nuż to przyszły wielki artysta, innowator, geniusz technologii, albo gwiazda telewizji? Nieważne, ważniejsze za to jest to, że nie potrafi zrobić przewrotu w przód. Ma jakiś problem? Po co rozmawiać, lepiej od razu obniżyć zachowanie, wyrzucić, zabrać indeks. Zarabiający grosze nauczyciele i wykładowcy nie mają ani siły, ani ochoty, żeby rozmawiać z młodymi ludźmi, poznać ich i wytłumaczyć na przykład, że pójście na socjologię jest jednak pozbawione większego sensu. Zrobiliśmy ze szkół i uczelni fabryki. Co gorsza, bardzo słabo działające fabryki, z których wychodzi taka sama pozbawiona jakości masówka jak w Chinach.