Wszyscy się cieszą, że najdłuższa polska zima od 1248 postanowiła wreszcie spakować manatki i wrócić do Finlandii, ale czy naprawdę jest się z czego cieszyć? No ja was proszę...
1. Zmniejsza się i zmniejszać się będzie dalej liczba ubrań, których wdziewanie na siebie jeszcze na początku kwietnia zajmowało każdemu z nas prawie pół doby: czapki, szaliki, rękawiczki, koszule z długim rękawem, swetry, wysokie zimowe buty... I tak przez x godzin. To brzmi niby jak dobra wiadomość, ale... No właśnie, jest jakieś "ale". Zawsze musi być. To, że wierzchnia warstwa ciuchów będzie zarazem jedyną warstwą ciuchów oznacza dodatkowe godziny na zadbanie o siebie. Koniec z nieogolonymi nogami ("bo i tak pod tymi rajtuzami i grubymi spodniami nikt tego nie zauważy"), koniec z poplamionymi t-shirtami ("bo pod swetrem to i tak nikomu nie robi"), koniec z brakami w makijażu ("bo po pół godzinie na mrozie i tak będzie widać tylko zaczerwienienie"). Koniec, drogie panie. Do panów się nie zwracamy, bo oni i tak mają takie rzeczy gdzieś, niezależnie od pory roku.
2. Nadejście wiosny oznacza jedno - to, że nieubłaganie zbliżają się do nas upały. Ponieważ użytkownicy polskiej pogody narzekali na przesadne skomplikowanie systemu z czterema porami roku, od jakiegoś już czasu mamy w naszym kraju wersję user friendly - pory roku są zaledwie dwie. To niezwykle mroźna zima i cholernie gorące lato, obie przedzielone są dwoma tygodniami deszczu, tak dla niepoznaki. A wszyscy wiemy, co oznaczają upały. To, że będziemy cali mokrzy już po przejściu pięciu metrów i przy 40 stopniach w cieniu jeszcze zaczniemy tęsknić za chwilowo znienawidzonym wczesnokwietniowym śniegiem.
3. Wiosna oznacza także jeszcze jedno - że zwiększa się znacząco liczba etatów na stanowisku "szkodniki, insekty oraz inne takie". Meszki i komary czekają na pierwsze promienie słońca z prawdziwym utęsknieniem, a gdy tylko je poczują to... Uuuuu, jest słońce, jest impreza. I spróbujcie tylko dla przykładu pograć w piłkę na świeżym powietrzu. Zamiast zderzać się z murem obrońców, zderzać się będzie z murem latającego w powietrzu tałatajstwa, a stada komaromeszek będą się ciągnąć za wami na kilka metrów.
4. Czym jest tak naprawdę wiosna (i że gdyby do słowa "wiosna" dodać kilka liter, kilka odjąć, a kilka przestawić, to wyszedłby "szatan") wiedzą zwłaszcza alergicy. Dla nich to pora roku, w czasie której nie rozstają się z chusteczkami higienicznymi zużywanymi w ilościach przemysłowych. Cały czas cieknie im z nosa i życie przestaje mieć sens. A przynajmniej ma go nagle trochę mniej. Zupełnie jak podczas sprawdzianu z matematyki. Już nie wspominając o całej reszcie, poza alergikami, która i tak cierpi z powodu wczesnowiosennych infekcji, albo pada na ulicy z wyczerpania przy okazji przesilenia wiosennego. Tak, przesilenie to dokładnie ten czas, kiedy wydaje się wam, że wasze powieki zrobiono z cementu i że poruszacie się w zwolnionym tempie zupełnie jak Keanu Reeves w "Matriksie". Ciężka sprawa.
5. Wiosna to też idealny czas dla singli. Przyroda budzi się do życia, ptaszki ćwierkają, kwiaty kwitną, psie kupy wyłaniają się spod śniegu znienacka niczym partyzanci z lasu... Wróć. Przyroda budzi się do życia, ptaszki ćwierkają, kwiaty kwitną, miłość jest w powietrzu, a ich szlag trafia. Ale faktycznie, lukru wszędzie jest tyle, że nawet Grycanki miałyby go dość i nie chciałyby go jeść.